Z pamiętnika inżyniera Data Center – „Foch administratora, czyli jak przemontowałem 60 urządzeń”
Epizod 7
To historia zasłyszana, ale przedstawię ją Wam tak, jakbym to ja był tam na miejscu, bo czasem tylko perspektywa pierwszej osoby oddaje pełnię emocji 🙂
Serwerownia… Miejsce, gdzie czas się zatrzymuje, a człowiek szybko orientuje się, że na ten świat przyszedł, by… montować przełączniki. I to nie raz, nie dwa, ale przynajmniej kilkadziesiąt razy, jakby to była nasza misja życiowa. Wydawało mi się, że nic mnie już nie zaskoczy. Przez ostatni rok byłem prawie rezydentem w jednej z tych „szczególnych” serwerowni. Znacie te projekty – modernizacje, które zaczynają się od małych usprawnień, a kończą na kompletnym remoncie z wymianą sprzętu i systemów. Mówisz sobie: „Jeszcze tydzień, może dwa”, a tu rok później dalej tam jesteś, w tej samej serwerowni.
Tym razem jednak los (czytaj: administrator) miał dla mnie małą niespodziankę. Byliśmy z zespołem na finiszu – dwa dni żmudnej pracy za nami, wszystko skrosowane, urządzenia wpięte, praktycznie gotowe do uruchomienia. Czułem już ten moment satysfakcji, kiedy można będzie postawić ostatnią kropkę i zamknąć ten rozdział. I wtedy, jak grom z jasnego nieba, administrator IT strzela focha. Przychodzi do serwerowni, patrzy na naszą pracę i rzuca: „Nie, nie… to tak nie może być! Przemontujcie to wszystko!”.
Człowiek od sieci kazał zamontować urządzenia w jednym miejscu, ale wizjoner z administracji właśnie odkrył swoje wewnętrzne feng shui i postanowił, że wszystko musi wyglądać inaczej. Przełączniki? W innej kolejności. Kable? Przerzućmy na drugą stronę. Urządzenia? No przecież to jasne, że muszą być zamontowane o dwa centymetry w lewo.
60 urządzeń. Sześćdziesiąt! Wszystko już poukładane, skrosowane, kable dociągnięte, urządzenia umocowane w szafach rakowych. I teraz – bach – wszystko trzeba robić od nowa. A przecież nie jest to kwestia tylko podłączenia „na nowo”. To godziny żmudnego odkręcania, przekładania, i znowu montowania. Jakby ktoś cofnął czas i powiedział: „Zaczynamy od zera, chłopaki!”.
Praca admina sieci – jak wygląda montaż przełączników w Data Center?
Montaż przełączników w serwerowni to proces wymagający precyzji, cierpliwości i wytrzymałości psychicznej. Każde urządzenie ma swoje miejsce, kable muszą być poprowadzone tak, aby zachować odpowiednią organizację i porządek. I kiedy już masz wszystko ustawione, skręcone, poprawione, to musisz pamiętać, że zawsze może pojawić się ktoś z „nową wizją” i kazać to zmieniać. Tak jak tutaj.
Przez rok pracy w tej samej serwerowni przestałem już liczyć godziny, które spędziłem na montażu. Czułem, że mam już dość widoku tej piwnicy. Wiecie, o co chodzi, kiedy spędzacie w jednym miejscu zbyt dużo czasu? Widzisz te same ściany, te same szafy rakowe, te same przełączniki. Nawet kurz zaczyna cię drażnić, bo, o dziwo, wygląda codziennie dokładnie tak samo.
Kiedy wchodzi zmęczenie, czas na przerwę
Jak sobie radzić w takich momentach? Kiedy zmęczenie jest na takim poziomie, że masz ochotę wyjść i nigdy nie wracać? Trzeba znaleźć sposób na odstresowanie. Ja na przykład zacząłem grać w… koszykówkę. Tak, dobrze przeczytaliście. W serwerowni. Moimi piłkami były plastikowe koszyczki do mocowań szaf rakowych. Robiłem z nich prowizoryczne piłki i rzucałem nimi do szaf, próbując trafić do otworu na przewody. 3 punkty!
Niektórym może wydawać się to dziwne, ale w takich momentach, po kilkunastu godzinach montowania, każdy sposób na relaks jest dobry. A jeśli dzięki temu nie rzucisz laptopem o podłogę ani nie wepchniesz kabelków tam, gdzie nie powinny się znaleźć, to można to uznać za sukces.
Mimo tych wszystkich absurdów – uwielbiam tę robotę. Bo na koniec dnia, gdy widzisz te pięknie poukładane urządzenia, czujesz, że choć raz wygrałeś z chaosem. No, przynajmniej do momentu, kiedy administrator znów nie zmieni zdania!
Pamiętajcie – gdy życie rzuca Wam kable pod nogi, zróbcie z tego grę…