Z pamiętnika inżyniera Data Center – „Zagłada żółtych karteczek, czyli administrator kontra fizyka”

Epizod 11

Wszystko zaczęło się niewinnie. Administratorem w instytucji, którą serwisowałem, był człowiek o unikalnym podejściu do dokumentacji. Zamiast stosować systemy zarządzania konfiguracją, opierał się na technologii znanej i lubianej – żółtych karteczkach samoprzylepnych. Były wszędzie. Adresy IP, konfiguracje VLAN-ów, opisy portów, kabli.., magiczne zaklęcia pozwalające obudzić zmarły interfejs – to wszystko znalazłoby się na jego kolorowym murze pamięci. Ale prawdziwym arcydziełem był panel portów słynnego Cisco 6500.

Na pierwszy rzut oka wyglądał jak każdy inny przełącznik w tej szafie – zwyczajny, nudny, a jednak w jego okolicy skupiła się cała karteczkowa wiedza administratora. Naklejone gęsto niczym plastry miodu, sterczały z każdej strony. Niektóre przylepione pod dziwnym kątem, inne wielokrotnie przeklejane, z brzegami przypominającymi papier ścierny. Czytając je, można było odnieść wrażenie, że panel przedni 6500 nie był tylko przodem zwykłego przełącznika – był kroniką serwerowni, reliktem minionych epok, świętym miejscem przechowywania wiedzy.

Niestety, jak każda epoka, także i ta miała swój koniec

Administrator postanowił, że do 6500 należy wsadzić nowy moduł i w tym celu należy odkręcić zaślepkę slotu. Nie wiem, co nim kierowało – czy potrzeba dodania nowych połączeń czy chęć posiadania nowych szybszych interfejsów. Faktem jest, że kiedy tylko śrubokręt wykonał ostatni obrót, stało się coś, czego nikt nie przewidział.

Siła dośrodkowa? Podciśnienie? Nie wiem, ale w jednej sekundzie wszystkie żółte karteczki oderwały się niczym liście w czasie huraganu i zostały brutalnie wessane do wnętrza 6500. To, co wchłonęło je w głąb, musiało działać jak odkurzacz przemysłowy na sterydach. W ułamku sekundy cała wiedza, całe tajemnice i wszystkie magiczne zaklęcia, które miały utrzymać infrastrukturę przy życiu, zniknęły w czeluściach urządzenia.

Zapadła cisza.

Administrator patrzył na przełącznik, który przed chwilą pożarł jego żółty dorobek. Potem powoli uniósł wzrok na mnie, a ja – profesjonalista, inżynier, człowiek technologii – mogłem powiedzieć opanowanym głosem tylko jedno:

– No to teraz mamy problem.

Rozkręcenie serwera w celu ratowania notatek nie wchodziło w grę – procedury, okna serwisowe, ryzyko przestojów… I tak żółte kartki były już na stałe częścią infrastruktury, zespolone z nią w sposób, którego nie przewidział żaden podręcznik zarządzania.

Historia kończy się, jak można się domyślić – pozytywnie. Zniknięcie notatek spowodowało konieczność naklejenia nowych, bo nikt by za chwilę nie pamiętał, jak skonfigurowano niektóre interfejsy i połączenia… Ale jednak święta zasada, że „niczego się nie dotyka, jeśli działa”, została złamana w spektakularny sposób. W końcu przywrócony został stan wyjściowy, ale switch 6500 już nigdy nie był taki sam. Stał się legendą, miejscem przeklętym, którego nikt już bez powodu nie dotykał.

A ja? Cóż, od tamtego dnia mam jedną zasadę: jeśli administrator lubi naklejać karteczki, niech to robi, ale niech nigdy, przenigdy nie próbuje odkręcać rzeczy, do których są przyklejone.